Autobus bez klimatyzacji, droga bez asfaltu, prom przez cieśninę Magellana, bezczas na granicy między Chile i Argentyną, w dół, w dół Ziemi Ognistej, gdzie widzi się więcej owiec niż samochodów, gdzie pustkowie urozmaicają tylko patagońskie strusie nandu i długoszyje guanaco, kuzyni wielbłądów. Tu trzeba wykorzystać każdą okazję na zdobycie prowizji – więc zamiast myśleć o Ferdynandzie podczas przeprawy przez jego cieśninę, zajadamy się gorącymi hotdogami (jedyna okazja, żeby zjeść coś ciepłego), i każdą okazję na wyprostowanie nóg – więc na granicy zamiast zachować powagę związaną z miejscem, bawimy się w berka.
Mimo wszystkich opóźnień, mimo szutrowej drogi, która nie chciała się skończyć i godzin letargu w przykurczonej pozycji jechaliśmy podekscytowani – bo jechaliśmy na koniec świata. Ushuaia jest, według Argentyńczyków, najabrdziej południowym miastem na świecie. Według Chile jest to Puerto Williams, ale ponieważ jest to ponoć jedynie zbitek kilkunastu domów, to wygląda na to, że tym razem Argentyna jest górą. I bez względu na to jak długo trzeba się telepać po wertepach czy czekać na pieczątkę w paszporcie, do Ushuaia należy tylko i wyłącznie udawać się w ten sposób. Ci, którzy wybiorą się tam samolotem z Buenos Aires, owszem, będą mogli powiedzieć, że byli na końcu świata, ale nigdy się nie dowiedzą, jak daleko to naprawdę jest.
***
A bus without air-conditioning, a road without tarmac, a ferry across the Strait of Magellan, a time hole at the boarder between Chile and Argentina, down, down Tierra del Fuego, where you see more sheep than cars, where wilderness is only diversified by nandu, the patagonian ostriches and longnecked guanaco, cousins of camels. Here you must take advantage of every opportunity to get supplies – that's why instead of thinking of Ferdinand while crossing his strait we stuffed ourselves with hotdogs (the only chance to get something hot to eat) and every opportunity to stretch your legs – so at the border instead of behaving accordingly to the seriousness of the place we played tag.
Despite all the delays, despite the dirt road that never wanted to end and despite hours of lethargy in a cramped position we were excited on the way there – becaue we were on our way to the end of the world. Ushuaia is, according to Argentinians, the southernmost city in the world. According to Chileans it is Puerto Williams, but since it is apparently only a bunch of few houses it seems that this time Argentina has won. And no matter how long you need to chug along bumpy roads or wait for a stamp in your passport, you should only go to Ushuaia in this manner. Those who choose to fly in from Buenos Aires will be able to say, indeed, that they've been to the end of the world, but they will never know how far it really is.
No comments:
Post a Comment