Tuesday 8 May 2012

Thoughts from Bolivia/ Myśli z Boliwii

When we reached San Pedro de Atacama in northern Chile we weren't quite sure which route we were going to follow: east into northern Argentina or farther north into southern Bolivia. While walking around the charming town we became almost sure that given time restrictions and the size of Bolivia, we would leave visiting this country until another journey. And yet, within an hour we not only had tickets for a 3-day trip across the Bolivian side of the Andes, but also 400 bolivianos and a little bag of coca leaves, supposed to help us fight altitude sickness.

We ended up spending 10 days in Bolivia, only scratching the surface of this diverse country, just enough to convince ourselves that we will need to go back one day to get to know it better. In the meantime, here are some thoughts and observations from our time there:

If a toilet has a sign 'Don't take a photograph', it's not beacuse it's extremely clean. The majority of city buses are Japanese, still covered in Japanese characters. And they have names, for example: The Blue Danube, Bad Boy, The Cart of Forgetting. Women carry everything from bikes to babies on their backs, wrapped in a kind of blanket, folded in a special way and tied at their chests. If you think that to sell meat or fish you must have a refrigirator, don't go to Bolivia. Llama is a holy and shy animal. The meat contains no cholestorole and it tastes good. You don't see many people smoking, but there are plenty of people chewing coca leaves. About altitude sickness: it is unpredictable, everybody reacts differently, but the general consesus is it resembles a huge hangover. About thin air: at 4000 metres having a shower is exhausting. If you drop something, think twice whether you really need it. At 4,5000 metres, we couldn't sleep – you're lying in bed, your eyes closed, no movements for an hour and you feel as if you had just run 5 km. Bolivia seems to have the most aesthetically pleasing aspects of the past (traditional fabrics, garments, etc) and the tackiest examples of the present (cheap Asian decorations, nude calendars from the 80's hanging up everywhere and the worst of Latin pop music). They toot their horns before every crossroads, just in case. It is also a country where you can drive on either side of the road. Bolivian Spanish sounds like a mix of Catalan and one of the indigenous languages. No one is really sure about anything – the bus company is not sure how much the bus ticket is, the receptionist doesn't know if there are rooms available, no one is sure if it is possible to cross the border, if you buy a bus ticket for 19:00 with one company, you will probably leave at 20:30 with another company, if you order a taxi, it will most likely never arrive, that is if it was ever ordered in the first place – in general there is a lot of confusion. If you ask, you never get 'I don't know' for an answer, you're more likely to hear 'it depends' or 'be patient, this is Bolivia'.

 So was it worth it? Yes. Was it difficult? Yes. But that's why you travel. As a certain French girl put it: it's an experience.

***

Kiedy dotarliśmy do San Pedro de Atacama w północnym Chile, nie byliśmy do końca pewni, którą trasą pojedziemy dalej: na wschód do północnej Argentyny czy dalej na północ do południowej Boliwii. Spacerując po uroczym miasteczku niemalże osiągnęliśmy pewność, że z powodu ograniczenia czasowego i rozmiaru Boliwii, pozostawimy zwiedzenie tego kraju na kolejną podróż. A jednak, tylko godzinę później, nie tylko mieliśmy bilety na trzydniową przeprawę przez boliwijskie Andy, ale także 400 bolivianos i małą torebkę liści coci, które podobno miały nam pomóc poradzić sobie z chorobą wysokościową.

W końcu spędziliśmy w Boliwii 10 dni, jedynie uchylając rąbka tego różnorodnego kraju, ale na tyle by przekonać się, że będziemy musieli kiedyś tu powrócić, żeby poznać go lepiej. W międzyczasie, oto kilka myśli i obserwacji z naszego czasu w Boliwii:

Jeśli w toalecie wisi znak „Nie robić zdjęć”, to nie dlatego, że jest wyjątkowo czysta. Większość miejskich autobusów jest japońska, wciąż pokryta japońskim pismem. No i autobusy mają imiona, na przykład: Niebieski Dunaj, Niegrzeczny Chłopiec, Wóz Zapomnienia. Kobiety noszą wszystko od rowerów po dzieci na plecach, zawinięte w coś rodzaju koca, złożonego w specjalny sposób i przewiązanego na klatce piersiowej. Jeśli uważasz, że do sprzedaży mięsa czy ryb potrzebna jest lodówka, nie jedź do Boliwii. Lama to zwierzę święte i nieśmiałe. Mięso llamy nie zawiera cholesterolu i dobrze smakuje. Nie widuje się wielu palaczy, ale mnóstwo ludzi żuje liście coci. O chorobie wysokościowej: jest nieprzewidywalna, każdy reaguje inaczej, ale ogólny consensus jest taki, że przypomina wielkiego kaca. O rzadzkim powietrzu: na 4000 metrów prysznic jest wyczerpujący. Jeśli coś upuścisz, zastanów się dobrze, czy na pewno jest ci to potrzebne. Na 4,500 metrów nie mogliśmy spać – leżysz w łóżku, oczy zamknięte, bezruch od godziny, a czujesz się jakbyś właśnie przebiegł 5 km. Boliwia wydaje się mieć estetycznie najprzyjemniejsze aspekty przeszłości (tkaniny, stroje) i najbardziej kiczowate przykłady z teraźniejszości (tanie azjatyckie dekoracje, wszędzie wiszące rozbierane kalendarze z lat 80-tych i najgorszy latynoski pop). Dają po klaksonach przed każdym skrzyżowaniem, na wszelki wypadek. Jest to także kraj, gdzie można jechać po obu stronach drogi. Hiszpański w Boliwii brzmi jak kataloński wymieszany z jednym z rdzennych języków. Nikt nie jest niczego pewien – linie autobusowe nie wiedzą, ile kosztuje bilet, recepcjonistka nie jest pewna, czy ma wolny pokój, nikt nie wie, czy da się przekroczyć granicę, jeśli kupisz bilet autobusowy na 19:00 danych linii, to najprawdopodobniej odjedziesz o 20:30 innymi liniami, jeśli zamówisz taksówkę, najpewniej nie pojawi się, to jest jeśli najpierw w ogóle uwzględniono zamówienie – ogólnie sporo jest zamieszania. Jeśli zapytasz o coś, nigdy nie usłyszysz „nie wiem” w odpowiedzi, masz większe szanse dostać „to zależy” lub „cierpliwości, to jest Boliwia”, za odpowiedź.

Czy było więc warto? Tak. Czy było trudno? Tak. Ale to po to się podróżuje. Jakby to ujęła pewna Francuzka: to doświadczenie.

                                        

No comments:

Post a Comment