Friday, 9 March 2012

Los Antiguos - Esquel

Pobudka o 2 nad ranem, wkładasz buty, po cichu zakładasz plecak, wychodzisz w noc i nie do końca jeszcze pustymi ulicami maszerujesz na dworzec. Dołączasz się do tych, którzy zamiast łóżka na kilka godzin wybrali koczowanie na dworcu. Większość śpi, czyta lub słucha muzyki, ale są i tacy, którzy kłócą się, namiętnie rysują lub uważnie studiują przewodniki i mapy. Wsiadamy do autobusu i dobrze wiedząc co nas czeka, upewniamy się, że śpimy zanim skończy się asfalt.
Kiedy budzimy się rano, droga jak okiem sięgnać to szary kurz i kamienie. Jeśli pojawia się asfalt, to tylko na chwilę, ledwo się człowiek ucieszy, a znowu zaczyna się jazda jak po tarce do prania.
Po południu dojeżdżamy do Los Antiguos – Stolicy Czereśni. W lutym, odpowiedniku europejskiego sierpnia, rzecz jasna czereśni już brak, ale są za to gruszki, morele i śliwki, a z nich dżemy i konfitury, nalewki i likiery. Chodziliśmy po sadach owocowych wśród wysokich szumiących topoli, których misją jest ochrona sadów przed wiatrem, przyglądaliśmy się grządkom pełnych kwiatów. Gdzieś między gruszą a jabłonią olśniło mnie i zrozumiałam, dlaczego tak dobrze mi w tym owocowym raju – wróciły do mnie wspomnienia z wczesnego dzieciństwa, kiedy od wczesnej wiosny, poprzez długie lato szkolnych wakacji aż po złotą jesień spędzałam wolne chwile pod opieką babci i dziadka. Żeby dotrzeć na ich działkę musiałam przejść przez tylko jedną ulicę, potem liczyć na to, że furtka nie będzie zamknięta na klucz – i już byłam u siebie, wśród drzew najpierw pięknych od kwiatów a potem ciężkich od owoców, wśród równo wytyczonych grządek, źródła najróżniejszych pyszności, od rzodkiewek po ogórki. I pomyśleć, że tak daleko od ulicy Łagodnej w Bielsku-Białej istnieje miejsce tak podobne, tak bliskie...
Odjechaliśmy z Los Antiguos właśnie z takim owocowo-sentymentalnym posmakiem w ustach... Kolejny przystanek, Esquel, to już część trochę innej historii. Za nami notorycznie sławny odcinek Ruta 40. Przed nami wczesna jesień w zwyczajnym patagońskim miasteczku.

***

You wake up at 2 a.m., put on your boots, quietly pick up the backpack, you go out into the night and march to the bus station along still lively streets. You join those who instead of a few hours in bed chose to wait at the station. The majority sleep, read or listen to music, but there are also those who argue, draw passionately or attentively study maps and guidebooks. We get on the bus and knowing very well what awaits us, we make sure we are asleep before the tarmac finishes.
When we wake up in the morning, the road is just dust and stones as far as the eye can see. If tarmac appears, it is only for a moment, the moment you start feeling happy about it and then the ride on a washboards starts again. In the afternoon we reach Los Antiguos – The Cherry Capital. In February, the equivalent of the European August, there are no more cherries left, but instead there are pears, apricots and plums, and out of them jam and marmelade, infusions and liquor. We walked through fruit orchards among tall rustling poplar trees whose job it is to protect the orchards from wind, we looked at flower beds in bloom. Somewhere between the pear and the apple tree it dawned on me why I felt so good in that fruit paradise – memories from my early childhood came back to me, the time when from early spring, throughout the long school summer holidays until the golden autumn I would spend my free time with my grandma and granpa. To get to their alotment I only needed to cross one street and then hope that the gate won't be locked – and there I was in my own world, among trees first beautiful with flowers and then heavy with fruit, among evenly marked garden patches, the source of a variety of delicacies, from raddish till cucumbers. And just think, so far from Łagodna street in Bielsko-Biała there is such a similar, homely place...
We left Los Antiguos with this fruity-sentimental taste in our mouths... The next stop, Esquel, is a part of another story. Behind us a notoriously famous stretch of Ruta 40. Ahead of us early autumn in a very normal patagonian town.






No comments:

Post a Comment