Sunday, 4 March 2012

El Chaltén - Los Antiguos

El Chaltén, górska stolica Argentyny, przywitała nas wiatrem. To nic dziwnego – El Chaltén to baza do wypadów nie tylko na wspinaczkę na Fitz Roy, najbardziej pożądany szczyt argentyńskiej Patagonii, ale także do ekspedycji na pole lodowe. Za spędzenie 8 dni w lodowym świecie i glorię powrotu z niego trzeba słono zapłacić - w amerykańskich dolarach i własnym pocie. Powodem są nieprzewidywalne warunki pogodowe, ładunek 25 kilogramów na plecach, bardzo realne ryzyko hipotermii, fizyczne i psychiczne wycieńczenie. Ale El Chaltén to także miejsce szczodre – jedno z niewielu miejsc, gdzie nie trzeba płacić za wstęp do parku narodowego i gdzie bez ekstremalnego wysiłku można zbliżyć się do świata naturalnego o wyjątkowej urodzie. Nasza mini wyprawa w góry trwała 6 godzin, zaczęła się w deszczu, skończyła w słońcu i przepełniła nas energią silniejszą od zmęczonych nóg. Czuliśmy się podczas tej wyprawy szczęśliwcami – szliśmy sami przez antyczny las pełen drzew porośniętych zielonym włosiem, powyginanych przez czas i lodowe wiatry, staliśmy sami przed wstęgą lodowca, patrzyliśmy jak lód spływa z gór, tnąc skały jak nożem, jak przeradza się w polodowcowe jezioro, a ono z kolei w rzekę miętowego koloru. Fitz Roy, przez rdzennych mieszkańców Tehuelche nazwany właśnie Chaltén, czyli dymiąca góra, po kilku godzinach nieśmiałości za chmurą odsłonił się w końcu cały przed nami. Słuchaliśmy eksplozji lodu – dochodziły do nas zza ostrych szczytów, pomnożone echem. Piliśmy z rzeki, której woda dopiero co uwolniła się z lodowca po setkach jeśli nie tysiącach lat niewoli... Patrzyliśmy na dolinę stworzoną przez lodowiec, jak na dłoni było widać ślady lodowego dramatu, który się tu rozegrał.
El Chaltén zaczarował nas. Następnego dnia wypiliśmy po małym kieliszku likieru z calafate. Dla pewności. I ruszyliśmy dalej, w górę Ruta 40, dobrowolnie oddaliśmy się w ręce patagońskich stepów.

***

El Chaltén, the mountain capital of Argetina, welcomed us with wind. There is nothing strange about it – El Chaltén is not only the base for climbing Fitz Roy, the most coveted peak of Argentinian Patagonia, but also for expeditions to the Ice Field. For spending 8 days in the ice world you need to pay through the nose – in American dollars and your own sweat. The reasons are unpredictable weather conditions, a 25-kilogram load on your back, a very high risk of hypothermia, physical and mental exhaustion. But El Chaltén is also a generous place – one of the very few places where you don't have to pay to enter a national park and where without extreme effort you can come close to a world of exceptional beauty. Our mini expedition to the mountains lasted 6 hours, started in pouring rain, finished in the sun and filled us with energy stronger than tired legs. We felt really lucky during this hike – we walked alone through an ancient forest full of trees grown over by green hair, warped by time and icy winds, we stood alone in front of the glacier, we watched the ice come down from the mountains, watched it cut the rocks like a knife, then become a glacial lake and in turn a peppermint-couloured river. Fitz Roy, called El Chaltén (the smoking mountain) by the indigenous Tehuelche community, after a hew hours of shyness and hiding behind a cloud, showed all its splendour to us in the end. We listened to ice explosions - they were reaching us from beyond the mountains, multiplied by echo. We drank from a river whose waters broke free from the glacier after hundreds if not thousands of years of captivity. We looked at a valley created by the glacier, with our bare eyes we could see the signs of the ice drama that had taken place here.
El Chaltén cast a spell on us.The next day we had a wee glass of calafate liquor each. Just in case. And then we moved on, up Ruta 40, voluntarily handing ourselves in to the patagonian steppes.










No comments:

Post a Comment