Monday, 24 October 2011

São Paulo w liczbach/ São Paulo in numbers

110 muzeów, 217 szpitali, 12,500 restauracji, 400 teatrów i kin, 15,000 barów, 17,000 autobusów na 1,333 liniach, 33,500 zarejestrowanych taksówkarzy. 20,000,000 ludzi.

Zdajemy sobie sprawę, jak duże jest to miasto, kiedy któryś z kolei taksówkarz nie wie, gdzie jechać, mimo że pokazujemy mu dokładny adres zapisany na kawałku papieru. W sieci krąży wiele porównań, nad którymi trudno dojść do porządku dziennego. Na przykład, że gdyby wszystkie samochody zarejestrowane w São Paulo (7 milionów) wyjechały jednocześnie na ulice, to nie zmieściłyby się na asfalcie, po prostu zabrakłoby na nie miejsca. Proste obliczenia przyprawiają o zawrót głowy – 20 milionów,11 w samym mieście i 9 w obszarze miejskim. To połowa ludności Polski, 4 razy więcej niż jest Szkotów w Szkocji.

Nie możemy powiedzieć, mimo tygodnia pobytu, że poznaliśmy to miasto. Poznaliśmy jego ułamek, procent, może nawet mniej – kilka ulic, kilka przystanków metra, najbliższy supermarket, parę kawiarni, ze 3 restauracje, 2 muzea, 5 taksówkarzy i 4 mieszkańców.

Kiedy wyjeżdżaliśmy, miasto nie chciało się skończyć, ciągnęło się kilometrami. Kiedy skończyły się zabudowania, dalej odczuwaliśmy oddech miasta na plecach – o 23.00 staliśmy w korku na drodze wylotowej w stronę południa. (Był piątek, najwyraźniej kilka procent populacji musiało się zdecydować na weekend poza miastem).

Tak jak reszta Brazylii, miasto utkane jest z kontrastów. W dziesiątym najbogatszym mieście świata, bezdomni śpią obok najwyższych wieżowców z lustrzanego szkła. (Wieżowców jest 5,644, bezdomnych prawie około dwa i pół raza tyle). 6 milionów ludzi dziennie (czyli cała ludność Szkocji plus Kraków) porusza się metrem i autobusami, niektórzy spędzają nawet 5 godzin dziennie w miejskiej podróży między domem a pracą i z powrotem, podczas gdy najbogatsi przemieszczają się helikopterami (São Paulo chlubi się największą flotą helikopterów na świecie), lądując na odpowiednio do tego przystosowanych dachach wybranych budynków. Tu w jedną noc można wydać ekwiwalent minimalnej miesięcznej pensji, i to bez wielkich ekscesów i luksusów. Jeśli porównać wskaźnik rozwoju społecznego dla różnych dzielnic miasta, to okaże się, że metropolia jest rozdarta między miejscami takimi jak Mongolia czy Azerbejdżan (Marsilac i Parelheiros) i miejscami o wskaźniku wyższym niż ten dla... Szwecji (Jardim Paulista).

110 muzeów, 217 szpitali, 12,500 restauracji, 400 teatrów i kin, 15,000 barów, 17,000 autobusów na 1333 liniach, 33,500 zarejestrowanych taksówkarzy,.... 20,000,000 ludzi. A jeszcze 500 lat temu nikogo tu nie było.


***


110 museums, 217 hospitals, 12,500 restaurants, 400 theatres and cinemas, 15,000 bars, 17,000 buses on 1,333 lines, 33,500 registered taxi drivers. 20,000,000 people.

We only realise how big this city is when yet another taxi driver doesn't know where to go when we show him a detailed address written down on a piece of paper. There are many comparisons circulating the web that are really hard to get you head round. Like the one that if all the cars registered in São Paulo (7 million) simultaneously made it to the streets, they wouldn't fit on the tarmac, there simply wouldn't be enough space. Simple calculations are mind-boggling – 20 million, 11 in the city itself and 9 in the metropolitan area. It is half the population of Poland and 4 times more than there are Scots in Scotland.

We can't really say, despite spending a week there, that we got to know the city. We got to know a fraction, a percent, maybe even less – a few streets, a few metro stops, the closest supermarket, a couple of bars, maybe 3 restaurants, 2 museums, 5 taxi drivers and 4 inhabitants.

When we were leaving the city didn't want to end, it stretched on for miles. When there were no more buildings by the road, we still felt the city's breath on our back - at 11 pm we were stuck in a traffic jam on an exit motorway heading south. (It was Friday, so obviously a few percent of the population must have opted for a city break that weekend).

Like the rest of Brazil, the city is made up of contrasts. In the tenth richest city in the world, the homeless sleep right next to skyscrapers made of mirror-like glass. (There are 5,644 skyscrapers and almost two and half times as many homeless). 6 million people every day (that is the population of Scotland plus Kraków) move around by metro and buses, some of them spending up to 5 hours daily on their metropolitan travels from home to work and back, while the richest move around in helicopters (the city boasts the world's largest helicopter fleet), landing on the helicopter friendly roofs of some of the buildings. Here on one night you can spend the minimum monthly salary, and that is without much excess or luxury. If you compared the Human Development Index for different parts of the city, it would turn out that the metropolis is torn between places in the like of Mongolia or Azerbaijan (Marsilac i Parelheiros) and places with an index higher than that of... Sweden (Jardim Paulista).

110 museums, 217 hospitals, 12,500 restaurants, 400 theatres and cinemas, 15,000 bars, 17,000 buses on 1,333 lines, 33,500 registered taxi drivers. 20,000,000 people. And think that only 500 years ago there was nobody here.

Sunday, 16 October 2011

Obrigado Caçapava!

Entre o Rio de Janeiro e São Paulo há uma cidade chamada Caçapava. Nós fomos lá sem saber o que esperar e encontramos um lugar onde nos sentimos em casa. Obrigado Marly, Dorival, Agnes e Val!

Between Rio de Janeiro and São Paulo there is a town called Caçapava. We went there not knowing what to expect and we found a place where we felt at home. Thank you Marly, Dorival, Agnes and Val!

Między Rio de Janeiro i São Paulo jest miasteczko, które nazywa się Caçapava. Pojechaliśmy tam nie wiedząc, czego oczekiwać, a znaleźliśmy miejsce, gdzie poczuliśmy się jak w domu. Dziękujemy wam, Marly, Dorival, Agnes i Val!


Saturday, 15 October 2011

W czasie deszczu karaluchy się nudzą/ Cockroaches are bored when it rains

Po miesiącu kurtki na deszcz, pełne buty i jedna z dwóch par skarpetek mają szansę zabłysnąć. Pada. Gdyby to była Szkocja, wzruszylibyśmy ramionami i oddali się spokojnie herbacianym przyjemnościom bez wychodzenia z domu. Ale tu jest sobota i jest całkiem prawdopodobne, że innej soboty w São Paulo dla nas nie będzie. Więc niewzruszeni mocno podmokłym stanem rzeczywistości, po odpowiednio długim piciu porannej kawy z nadzieją na przerwę w opadach, opuszczamy suchy azyl naszego hostelu i wychodzimy na ulicę. A tam czyhają niebezpieczeństwa! Setki Brazylijczyków wymachują parasolami na prawo i lewo, spowodowane zatkanymi studzienkami wielkie kałuże, na które kierowcy nie zwracają uwagi, regularnie zamieniają się w fontanny, liście, kwiaty i przesiąknięta tektura na chodnikach grożą fatalnym poślizgnięciem się.

W planie mamy spacer po targu w japońskiej dzielnicy miasta, Liberdade. Ale na miejscu nie ma nic więcej niż kilka plastikowych budek, uginających się pod ciężarem zebranej na nich wody. Rezygnujemy szybko, myśląc o strumieniach zimnej wody wlewającej się za kołnierz naszych kurtek. Ale spod kaptura zauważamy piekarnio-kawiarnię, a w niej... cuda! Bułki, ciastka i ciasteczka, od serowych po czekoladowe, we wszystkich kształtach i rozmiarach. Dla odmiany od niemalże codziennych mango i papai, wybieramy trzy piętra ciasta francuskiego, kremu, migdałów i truskawek. Do tego filiżanka herbaty i już można spokojnie oddać się patrzeniu na deszcz i 'paulistów', w miarę jak pożerają swoje porcje słodkiego szczęścia.

Kiedy wracamy do hostelu, wita nas na wpół żywy karaluch. Zdesperowany, musiał zdecydować się na ucieczkę przed potopem, ale dobiegł jedynie na sam środek dużej i jasnej recepcji, by tam dokonać żywota. Właściciel hostelu pokiwał tylko głową na jego widok i wykopał go za drzwi, przez patio i za bramę, gdzie zapewne odpłynął on wartkim strumieniem płynącym w dół ulicy.

Innej soboty w São Paulo nie będzie.

***

After a month the rain jackets, shoes and one out of two pairs of socks have a chance to shine. It's raining. If it were Scotland, we would shrug our shoulders and calmly devote ourselves to tea pleasures without leaving the house. But here it's Saturday and it is quite likely that we we will not get another Saturday in São Paulo. So unmoved by the really damp state of reality, having drunk coffee for long enough with the hope of it clearing up, we leave the dry refuge of our hostel and go out to the streets. And there dangers are lurking! Hundreds of Brazilians are flinging their umbrellas left and right, huge puddle caused by blocked drains and ignored by drivers regularly turn into fountains, leaves, flowers and soaked cardboard on pavements threaten with some terrible slipping.

We have planned a walk at the fair in the Japanese part of the city, Liberdade. But once there we can see nothing but a few plastic stalls, bending under the weight of water accumulated on top of them. We quickly give up the idea, thinking of streams of cold water going down under the collars of our jackets. But from beneath the hoods we spot a bakery/café, and there... wonders! Buns, cakes and cookies, anything from cheese to chocolate flavours, in all shapes and sizes. For a change after almost daily mango and papaya, we go for 3 storeys of French pastry, cream, almonds and strawberries. With that a cup of tea and we can peacefully devote ourselves to watching the rain and the 'paulistas', while they devour their sweet portions of happiness.


When back at the hostel we are welcomed by a half dead cockroach. Desperate, it must have decided to flee the flood, but it only made it to the very middle of a big and bright reception hall, in order to breathe its last there. The owner just shook his head upon seeing it and kicked it out of the door, through the patio and through the gate, where it probably floated away in the rapid stream going down the street.

There won't be another Saturday in São Paulo.


Friday, 14 October 2011

Homage to the commentator/ Hołd komentatorowi

Forget the cinema or theatre, in Brazil the main show in town is the football and it has three main actors, the players, the fans and the commentators. All three play a vital role but I want to pay tribute to the latter. In Brazil, perhaps more than anywhere else, the players are just the support act and the star of the show is the commentator. He can make even the dullest game exciting and always leaves you breathless. You don't need to understand Portuguese or even football to appreciate him. He's an artist who responds to events. Sometimes he uses one of his famous catchphrases, sometimes he's spontaneous but he's always entertaining and passionate and in that sense sums up everything great about football.

Maybe it's because 5 minutes after arriving in Brazil I was being driven at breakneck speed through Salvador at night with a football commentator screaming down the radio. Maybe it's because there has always been something special about listening to football on the radio, even in Scotland. Maybe it's because every pass, header, shot, tackle, throw-in, goalkick, yellow card, red card, penalty, free-kick, offside, corner and of course goal is described not only with incredible excitement but music, strange noises and screams. Maybe it's because a good piece of commentary is as famous as the goal it describes. Whatever it is, football wouldn't be the same without them.




Zapomnijcie o kinie czy teatrze, w Brazylii główne show to piłka nożna, z trójką głównych aktorów: graczami, fanami i komentatorami. Wszyscy z nich grają kluczową rolę, ale ja chcę oddać hołd tym ostatnim. W Brazylii, być może bardziej niż w jakimkolwiek innym miejscu, gracze to tylko dodatek, a gwiazdą przedstawienia jest komentator. On potrafi uczynić nawet najnudniejszy mecz ekscytującym i zawsze pozostawia cię bez tchu. Nie trzeba rozumieć portugalskiego ani nawet znać się na piłce nożnej, żeby go docenić. Jest artystą reagującym na to, co się dzieje. Czasami używa jednego ze swych chwytliwych zwrotów, czasami jest spontaniczny, ale zawsze widowiskowy i z pasją, tym samym podsumowując wszystko to, co jest cudowne w futbolu.

Być może chodzi o to, że komentator krzyczał w radiu, podczas gdy 5 minut po przyjeździe do Brazylii byłem wieziony nocą przez Salvador na złamanie karku. Może o to, że zawsze było coś wyjątkowego w słuchaniu piłki nożnej w radiu, nawet w Szkocji. Może o to, że każde podanie, odbicie głową, strzał, odebranie piłki, wrzut z autu, wybicie piłki z bramki, żółta kartka, czerwona kartka, karniak, rzut wolny, spalony, rożny i oczywiście każdy gol jest tu opisany nie tylko niesamowitym podnieceniem, ale także muzyką, dziwnymi odgłosami i krzykiem. Może o to, że dobry komentarz jest tak samo sławny jak gol, który opisuje. Cokolwiek by to nie było, bez nich futbol nie byłby tym, czym jest.

Saturday, 8 October 2011

Thoughts from Rio/ Myśli z Rio

The girl from Ipanema is not so pretty./ Dziewczyna z Ipanemy nie jest wcale taka ładna.

Polish roads are not so bad. Not to mention the Scottish ones./ Polskie drogi nie są wcale takie złe. Nie mówiąc o szkockich.

Modern art is still shit./ Sztuka współczesna jest nadal do dupy.

Indigenous art is beautiful./ Sztuka ludowa jest piękna.

Hang-gliding looks worth trying./ Wygląda na to, że warto spróbować lotu na lotni.

Argentinians are good cooks, Chileans make good cocktails and Uruguayans are friendly but difficult to understand. /Argentyńczycy dobrze gotują, Chilijczycy robią dobre drinki a Urugwajczycy są bardzo przyjaźni, ale ciężko ich zrozumieć.

Mango is officially the tastiest tropical fruit./ Mango to oficjalnie najsmaczniejszy owoc tropikalny.

Nobody ever has change. Not even supermarkets. Why is that?/ Nikt nigdy nie ma wydać. Nawet supermarkety. Dlaczego?

You go to the statue of Christ the Redeemer and you end up taking more pictures of monkeys in the surrounding forest./ Idziesz zobaczyć pomnik Chrystusa Zbawiciela, a w końcu robisz więcej zdjęć małp w okalającym go lesie.

Female travellers snore, are messy and take ages getting ready to go out./ Podróżnicy płci pięknej chrapią, robią bałagan i guzdrzą się, kiedy wychodzą.

Rio is the flip-flop capital of the world – how many times can you reinvent a piece of plastic with a strap?/ Rio to japonkowa stolica świata – ile razy można wymyślić na nowo kawałek plastiku z paskiem?

Europe needs more juice bars. Now!/ Europa potrzebuje więcej barów z sokami. Teraz!

Most Brazilians prefer J Lo to Kylie./ Większość Brazylijczyków woli J Lo od Kylie.

In a country of samba and bossa nova, Justin Bieber is popular and has the power to change the venue of football matches. Why ON EARTH is that?/ W kraju samby i bossa-novy, Justin Bieber jest popularny i ma moc zmieniania miejsc rozgrywania meczów piłki nożnej. Jakim cudem jest to możliwe?

Monday, 3 October 2011

Head, Shoulders, Knees and Toes

Head, head, right shoulder, knee, knee, thigh, right foot, head, chest, chest again, left shoulder.............neck...............head, chest, chest Again, right shoulder, head, left foot, right hoot, Heel...floor...Keepy uppies on Copababana!

***

Head, shoulders, knees and toes*

Głowa, głowa, prawe ramię, kolano, kolano, udo, prawa stopa, głowa, klata, znowu klata, lewe ramię..... szyja...... głowa, klata, znowu klata, prawe ramię, głowa, lewa stopa, prawa stopa, pięta... ziemia... Podbijanie piłki na Copacabanie!

*tak zaczyna się pewna znana piosenka dla dzieci: Głowa, ramiona, kolana i palce u stóp.