Czas zamknąć ramę kompozycyjną i odpowiedzieć na pierwsze pytanie. Będziemy szczerzy - robocza, troszkę przydługa nazwa naszego bloga przysporzyła nam wiele kłopotów – ileż to razy nie marzyliśmy o krótszej, łatwiejszej do podyktowania i zapamiętania nazwie!
Wyjechaliśmy poszukując tematu przewodniego, słowa lub zdania, które podsumuje te niecałe 9 miesięcy. Usłyszeliśmy je mniej więcej w 1/3 drogi, kiedy pracując na recepcji Casa del Pueblo w Esquel zmagaliśmy się z fatalną organizacją informacji turystycznej i transportu w Patagonii. Pewnego dnia jeden z bardziej cierpliwych turystów skomentował sytuację patagońskim powiedzieniem 'todo posible, nada seguro' – 'wszystko możliwe, nic pewnego'.
Z początku był to tylko żart, koło ratunkowe, które rzucaliśmy za burtę, kiedy narastał stres wśród zmęczonych niepewnością podróżników. Z czasem te cztery słowa zmieniły jednak swoją rolę, urosły w naszych oczach i stały się rodzajem ponadczasowej i ponadgeograficznej prawdy, która sprawdzała się zarówno w najpiękniejszych i najtrudniejszych momentach naszej podróży.
I tak powtarzaliśmy do siebie 'todo posible, nada seguro', zarówno kiedy z bijącym sercem (i nie jest to literacka przesada!) patrzyliśmy na wyłaniające się z oceanu orki na półwyspie Valdes, jak i kiedy w autobusie z Uyuni do Potosi zastanawialiśmy się, czy nasze plecaki przymocowane do dachu dojadą z nami do celu (dojechały). Kiedy spotykała nas nieprawdopodobna gościnność ze strony ledwie co poznanych ludzi, i kiedy nasze żołądki, rozkłady jazdy lub protesty na drogach zmuszały nas do zmieniania planów.
Dziś, w 9 miesięcy i 4 dni od momentu, kiedy wylądowaliśmy w Salvador de Bahia, urządzamy się w nowym dla nas miejscu, w skromnym, lecz czarującym mieście na północy Hiszpanii, z Zatoką Kantabryjską z jednej i Picos de Europa z drugiej strony. Przed nami wielka niewiadoma, dużo większa niż ta, nad którą drżeliśmy w drodze do Brazylii.
Nie zamierzamy zmieniać nabytego w podróży zwyczaju – codziennie rano powtarzamy sobie to jedno zdanie. Pesymiści spojrzą na nie być może sceptycznie, skupiając się na dwóch ostatnich słowach. Ale dla nas 'nada seguro' jest równie pozytywne w skutkach jak 'todo posible' – motywuje bowiem do doceniania tego, co mamy, oraz kategorycznie zabrania tracić czasu na rzeczy bez znaczenia. Nic nie jest pewne, ale wszystko możliwe. Wszystko jest możliwe, bo nie ma nic pewnego. Niepewność to bliźniacza siostra możliwości. Patagonia najpiękniejsza jest tam, gdzie nie można liczyć na wygody cywilizacji. Rozwinąć żagle możemy dopiero, kiedy tracimy dno pod nogami. Za możliwości płaci się ackeptacją strachu przed niepowodzeniem i niepewnością.
***
Podziękowania: chcemy podziękować wszystkim tym, którzy pomogli nam zrealizować naszą podróż - naszym przyjaciołom w Brazylii, Urugwaju, Argentynie i Chile. Dziękujemy też naszym czytelnikom, którzy zawsze zachęcali nas do kontynuowania bloga. Szczególne podziękowania dla wszystkich tych, którzy przez ostatnie 9 miesięcy musieli zmagać się naszą nieobecnością, kiedy byliśmy potrzebni, z naszym oddaleniem, kiedy technologia zawodziła i ciężko było się z nami komunikować oraz z tym, co najtrudniejsze – obawą o nas, kiedy tęsknota brała górę.
***
It's time we closed the composition frame and answered the first question. We're going to be honest – the working name of our blog, slightly too long, caused us a lot of hassle – how many times didn't we dream of having a shorter name, easier to dictate or remember!
We set out searching for a lead theme, word or sentence that would sum up those almost 9 months. We heard them more or less 1/3 of the way, when, while working at reception in Casa del Pueblo in Esquel, we were struggling with the terrible organisation of the tourist information and the transport in Patagonia. One day one of the more patient visitors commented on the situation with a patagonian saying 'todo posible, nada seguro' – 'everything possible, nothing for sure.'
To start with it was only a joke, a life ring we would throw overboard, when tension rose among travellers tired of uncertainty. With time those four words changed their role, they grew in our eyes and became a kind of timeless and locationless truth that proved to work both in the most beautiful and the most difficult moments of our journey.
So we repeated 'todo posible, nada seguro' when with our hearts pounding (and it's not literary exaggeration!) we watched killer whales emerge from the ocean at the Valdes peninsula, but also when on the bus from Uyuni to Potosi we were wondering whether our bagpacks attached to the roof would make it to our destination (they did). When we encountered incredible hospitality from people we'd only just met, and when our stomachs, timetables or road protests forced us to change our plans.
Now, 9 months and 4 days from the moment we landed in Salvador de Bahia, we're starting up in a new place, in a modest yet charming city in the north of Spain, with the Cantabrian Bay on one side and The Picos de Europa on the other. Ahead of us a big unknown, much bigger then the one we were shaking about on our way to Brazil.
We're not planning to change the habit we acquired when travelling – every morning we repeat to ourselves that one sentence. Pessimists might look at it sceptically, focusing on the last two words. But for us 'nada seguro' is just as positive as 'todo posible' – it motivates us to appreciate what we have and categorically prohibits us from wasting time on unimportant things. Nothing is sure, but everything possible. Everything is possible, because there is nothing sure. Uncertainty is the twin sister of possibility. Patagonia is at its most beautiful where you can't count on the comforts of civilisation. We can spread our sails only once our feet lose touch with the sea bottom. You pay for possibilities by accepting the fear of failure and uncertainty.
***
Thank you: we would like to thank all people who helped us make our journey – our friends in Brazil, Uruguay, Argentina and Chile. We also want to thank our readers, who always encouraged us to keep our blog going. Special thanks to all those who during the last 9 months had to deal with our absence when we were needed, with the distance when technology failed and it was hard to communicate with us and with the most difficult thing – worries about us when missing us got too much.